Dwaj jeźdzcy w szybkiem tempie zbliżali się do niewielkiego miasteczka. Pędzili przez brukowany królewski gościniec jakby gonił ich sam diabeł. Słońce chowało się za horyzontem i za nimi zapadały nocne ciemności. Gniady koń jako pierwszy podjechał pod zamkniętą drewnianą bramę. Rycerz ubrany w strój gwardzisty z gracją zeskoczył z grzbietu wierzchowca. Teodoric stanął pod bramą i wezwał straż donośnym głosem do otwarcia wrót. Dwaj strażnicy uzbrojeni w kusze wyłonili się za kamiennego muru a dwóch następnych wyszło przez z lekka uchyloną bramę na gościniec. Rycerz cofnał się kilka kroków. Takiego powitania się nie spodziewał. Wartownicy z pochodniami w dłoniach ostrożnie zbliżali się do podróżnych. Kim jesteście zapytał brodaty siwiejący z lekka żołdak. Teodoric uśmiechnał się nonszlancko i rzekł z przekąsem. Jestem starym przyjacielem Eduarda Aureliona, a do tego kapitanem gwardii królewskiej. Mój przyjaciel to Ulf, razem podążamy na północ. Czy teraz możemy wreszcie wejść do osady żołnierzu - powiedział lekko kpiącym głosem Teodoric. Drugi strażnik skinął głową i wskazał ręką na bramę. Kusznicy weszli do niewielkiej wieży i stamtąd otworzyli wrota. Wybacz nam szlachetny panie, ale ostatnimi czasy okolica naszego miasteczka stała się niebezpieczna. W ciągu dwóch tygodni zaginęło kilku mieszkańców oraz rodzina wieśniaków zamieszkująca domostwo tuż za miedzą. Nie odnaleźlismy zwłok uprowadzonych. Nasze patrole znalazły za to leżące na gościńcu zakrawione ubrania należące do zaginionych. Zorganizowane poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Wyobraź sobie Panie, że trzy osoby zniknęły ze swych domów najprawdopodobniej w środku nocy. W osadzie zapanował strach i stąd nasza wzmożona ostrożność Panie.
Dowódca podejrzewa, że w okolicy zagnieździł się morderca. Jednak nie ma żadnych dowodów na potwierdzenie tej teorii. W miasteczku kapitan wprowadził stan wyjątkowy, warty w nocy zostały podwojone. Teodoric uśmiechnał się życzliwie i położył rękę na ramieniu strażnika. Dobrze się spisaliście. Poprowadźcie nas do mego przyjaciela.
Ulf wjechał do miasteczka na grzbiecie zmęczonego Dragi. Teodoric gestem dłoni nakazał młodzieńcowy zeskoczenie z siodła. Ulf posłusznie wykonał polecenie. Zmęczeni podróżą wojownicy odprowadzili konie do miejskiej stajni. Ulf podszedł do rudowłosego stajennego chłopca i zmierzył go zimnym spojrzeniem. Jak się nazywasz chłopcze - zapytał. Chris Panie. Barbarzyńca sięgnął do sakiewki i podał rudzielcowi srebrną monetę. Dobrze zaopiekujcie się naszymi wierzchowcami bo dziś dostały od nas nieźle w kość - powiedział do dzieciaka. Chris ukłonił się i szybko schował zapłatę do kieszeni lnianych spodni. Po chwili pojawił się z workiem owsa. Ulf miał nadzieję, że Draga nabierze sił przed dalszą podróżą.
Gwardzista poprosił starszego ze strażników, żeby wskazał drogę do głównej kwatery straży. Żołnierz drapiąc się po brodzie zaproponował, że osobiście zaprowadzi przybyszów przed oblicze kapitana. Rycerz z aprobatą skinął głową. Ruszyli przez powolnie zatapiające się w mrokach nocy uliczki w stronę centrum mieściny.
Nad osadą rozpościerały się ciemności. Młodzieniec przemierzając główny trakt przyglądał się mijanym domostwom. Większość składała się z dwóch poziomów i była zbudowana z szarego kamienia. Dachy budynków były spadziste a pokrywały je gliniane dachówki. Wnętrza niektórych mieszkań były oświetlone delikatnie, migającym blaskiem świec. W innych natomiast panowały kompletne ciemności a drewniane okiennice były szczelnie zatrzaśnięte. Główne uliczki miasteczka oświetlano za pomocą oliwnych latarnii. Latarnie stały rzędem w odległości kilkanaście metrów od siebie. Niektóre z nich nie zostały jeszcze zapalone lub lekko sie tliły. Oliwa szybko się wypalała. Zazwyczaj jeden ze strażników patrolujących ulice był zaopatrzony w sprzęt niezbędny do ponownego odpalania latarni. Ulf wiedział, że wartownicy w Wolfgardzie wszelkimi sposobami starali wykręcić się od tego obowiązku. Barbarzyńca idąć w milczeniu, przysłuchiwał się opowieści snutej przez strażnika. Teodoric chciał znać więcej szczegółów dotyczących tajemniczych zniknięć i zadawał rozmówcy mnóstwo pytań. Młodzieńca przeszły ciarki a mrok nocy wokół niego wydawał sie gęstnieć. Tej nocy próżno było wypatrywać gwiazd na niebie. Skłębione chmury niczym pogrzebowy całun całkowiecie oplotły nieboskłon.
Wartownik cały czas prowadził towarzyszy głównym traktem w kierunku kamiennej wartowni, do której przylegały zbrojownia, zakład kowalski, kuźnia oraz niewielka stajnia. Na parcelach sąsiadujących z siedzibą straży znajdował się ratusz oraz piękna wybudowana z białego marmuru świątynia jedynego prawdziwego boga Kreatora.
Miasteczko nieoczekiwanie zaatakowały krople deszczu. Z minuty na minutę sytuacja pogarszała się. Po chwili z nieba lały się rzęsiste strugi deszczu. Przewodnik złorzecząc zakrył kapturem metalowy hełm. Pozostali meżczyźni spoglądali na niego z nieukrywaną nutą zazdrości. Teodoric przyspieszył kroku. marzył o tym by jak najszybciej ogrzać się w kwaterze straży. Po kilku minutach forsownego marszu trójka przemoczonych do suchej nitki włóczęgów dotarła do celu...
Na zdjęciu wood elf Sentinel z gry bitewnej Władca Pierścieni, lekko zmodyfikowany. Zamieniłem elfce zakrzywione ostrze na prosty żołnierski miecz. Figurkę umieściłem na żywicznej podstawce. Elfkę malowałem przeszło rok temu. Wreszcie postanowiłem dodać jej zdjęcie na blog. Maznąłem elfkę w odcieniach fioletu, ponieważ stanowi ona uzupełnienie oddziału gwardzistów arcybiskupa Ulthera De'Monde. Oddział gwardii nosi nazwę "Synowie Kreatora" i służy gorliwie wyzmawcom jedynego prawdziwego boga Erath. Gwardziści gorliwie i bez litości tępią wszelkie objawy herezji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz