Przeklinając na czym stoi świat dwaj arnorscy żołnierze brnęli po kostki w śniegu przez leśną, średnio uczęszczaną ścieżkę. Do diaska - chrząknął Ilian. Porucznik oszalał, znowu wysłał nas na patrol na wzgórze wisielców. Mówię ci ten bękart zrobił to specjalnie. Tarr parsknął śmiechem i odrzekł kompanowi. Nie trzeba było oszukiwać go w kości chłopie. Wiesz, że stary szanuje uczciwych ludzi a w jego oczach jesteś zwykłym hochsztaplerem. Pewnie masz rację. Chociaż raz mogłem dać mu wygrać odpowiedział z lekkim uśmiechem Ilian. No cóż przez mnie jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Zamknij się i maszeruj jeszcze mamy do przejścia kawał drogi a ten skuty lodem las przyprawia mnie o dreszcze. No tak pamiętam. Rok temu od tej strony horda goblinów runęła na pobliskie miasteczko, a na wzgórzu wisielców herszt bandy urządził sobie kwaterę. Bitwa była okrutna. Zwyciężyliśmy w polu i na dodatek zdołaliśmy totalnie zaskoczyć obozujące na wzgórzu goblińskie ścierwa. Tak chłopie jak mógłbym zapomnieć powiedział Tarr. Kapitan Therillion poprowadził wspaniałe natarcie. Zmierzył się w pojedynku z dowódcą goblinów i odrąbał mu parszywy łeb. To była walka. Co nie? W tym momencie Ilian potknął się o skrzętnie ukryty pod śnieżnym puchem korzeń. Prawie przewrócił się na lód, który przepięknie lśnił w delikatnym świetle księżycowej nocy. Mężczyzna miał szczęście, bo w ostatniej chwili zdołał się podeprzeć długim drzewcem włóczni. A tak. Therillion. Moim zdaniem najlepszy dowódca pod jakim służyłem. Wyrzucił z siebie żołnierz powracając do pionu. Pogonił wtedy tych brudnych wszarzy w kierunku gór aż się za nimi kurzyło. Obaj się głośno zaśmiali, przyspieszając tempa. Wzgórze wisielców było już blisko. Żołnierze podpierając się drzewcami włóczni, z trudem wgramolili się na jego szczyt. Mieli sprawdzić posterunek i odpalić latarnię sygnałową, która niestety tej feralnej nocy zgasła. Gdy wreszcie dotarli na miejsce przeznaczenia Ilian powiedział do kompania. Tarr wyciągaj krzesiwo. Odpalmy to draństwo i wracajmy szybko do fortu. Czuję, że za chwilę moje palce zamienią się sople czystego lodu. Tarr buchnął rubasznie śmiechem. Może i dobrze by się stało. Z soplami zamiast paluchów nikogo nie zdołałbyś oszukać w kości lub karty. Zamknij się mądralo i szybko roznieć ten przeklęty ogień odgryzł się nieuleczalny hazardzista. Dobra. Robi się. Po chwili spod sterty suchych gałęzi zaczęły wypełzać ogniste jęzory. Ogień buchnął z sykiem w górę. Ognisty oddech płomieni z całą swą mocą uderzył w drewniane zadaszenie. Ognisko sygnałowe w jednej chwili przepędziło mrok z niewielkiego pagórka. Dzięki nam przyjacielu zbłąkani wędrowcy odnajdą drogę do domu powiedział z przekąsem Tarr, po czym otarł rękawem spływające po czole strużki potu. Udało się. Zadanie wykonane. Zatem możemy wracać. Na ciebie czeka mocne piwo a na mnie dziewki, hazard i muzyka rzekł z nieukrywaną radością Ilian, który zaczął ogrzewać przy ognisku dłonie. Odpoczywali przez około pół godziny. Siedzieli przy rozbuchanym ognisku i przekomarzali się snując wesołe lub sprośne opowieści. Czas ruszać rzekł do kolegi Tarr. Zebrali więc wszystkie swoje rzeczy i mieli właśnie schodzić w dół, gdy nagle wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Hałas. Pojedynczy trzask gałęzi, zaraz potem odgłos kroczenia w śniegu. Kruki siedzące na pobliskich drzewach gwałtownie wzniosły się do lotu. Jakiś cień mignął po drugiej stronie wzgórza. Światło bijące z ogniska zaczęło oświetlać zarys zbliżającej się postaci, która skulona powoli niczym zjawa poruszała się w kierunku zaskoczonych mężczyzn Gotuj broń. Stój ! Ktoś ty ! Krzyknęli żołnierze jednocześnie ustawiając w stronę nieproszonego gościa ostrza swych długich włóczni. Przybysz nie odpowiedział. Niezgrabnie parł naprzód nie zważając na coraz groźniej wypowiadane ostrzeżenia. Nieznajomy nie zdołał dotrzeć w pobliże ognia. W pokraczny sposób legł twarzą wprost w śnieżną hałdę. Trzeba sprawdzić co to za jeden. Podejdź do niego Tarr i uważaj, bo nigdy nic nie wiadomo. Powiedział do kompana lekko speszony Ilian. Zobacz co to za włóczęga. Tarr podszedł do leżącego na śniegu człeka. Drewnianym końcem włóczni, ostrożnie przekręcił ciało na plecy. Przyjrzał się sinej twarzy i wrzasnął ile miał sił w płucach. O mój boże ! O mój boże ! To kapitan Therillion ! Prędko Ilian chodź do mnie ! Pomóż mi go przenieść w pobliże ogniska. On jeszcze żyje, ale źle wygląda. Obaj chwycili na wpół zmarzniętego człowieka pod pachy i ułożyli na drewnianej, poprzegryzanej przez korniki ławie. Tarr naprawdę źle z nim. Patrz ile ma ran. To cud, że jeszcze dyszy. Dawaj swój płaszcz. Musimy go stąd zabrać zanim na zawsze pochłoną go ciemności....
Piękne malowanie, bardzo mi się podobają znajome Sierżanckie dodatki od Fireforga! Duże brawa za podstawkę także!
OdpowiedzUsuńDzięki Michał.Elementy z fireforga idealnie wpasowany się w konwencje postaci, początkowo byłem do tej konwersji sceptycznie nastawiony :)
UsuńSkładam reklamację - na załączonych zdjęciach nie ma poległego kapitana ;)
OdpowiedzUsuńReklamacja przyjęta. Zostanie rozpatrzona w terminie dwóch tygodni. Kapitan zbiegł z planu zdjęciowego tych dwóch niestety zostało ;)
Usuń