Translate

sobota, 4 maja 2013

Pajęczy jeździec z Morii / Moria spider rider

W kopalniach Morii, w ciemnej i wilgotnej pieczarze swoje leże utkała wielka biała pajęczyca nazywana przez goblinów i orków duchem. Wielu goblinów skończyło swój żywot w misternej sieci pajęczaka. Wiecznie głodna pajęczyca najczęściej raczyła się goblinami, których smaku nie znosiła. 

Durburz wysłał swego zaufanego łowcę Orthuga na poszukiwanie śladów krasnoludzkich złodziejaszków, węszących od jakiegos czasu w szybach kopalii. Wódz goblinów, podejrzewał, że poszukiwali złota, szlachetnych kamienie albo mithrilu.

Goblin tygodniami przemykał przez kolejne tunele i poszukiwałniu śladów brodatych bandytów. Pech chciał, że mknąc przez tunel przypadkiem natrafił na pajęcze leże. W wykutej z kamienia sali z sufitu zwiasały plątaniny setek srebrzystych nici wśród, których dyndały ciała wielu nieszczęsników szczelnie oplecione siecią. Orthug zaczął powoli wycofywać się z pieczary. Zdołał dotrzeć do wyjścia jednak nieszczęśliwie zahaczył stopą o końcówkę pajęczyny wprawiając poszczególne elementy misternie utkanej sieci w ruch. Drgania przebudziły drzemiącą pajęczycę. W ciemnościach rozbłysły cztery pary nienawistnych czerwonych oczu, które skupiły swą uwagę na nieproszonym gościu. Orthug choć uważał siebie za odważnego goblina, niestety skamieniał ze strachu. Rozważał gwałtowny zwrot w tył i szybką ucieczkę, ale wiedział, że pajęczak i tak go dopadnie. Nie ma wyjścia - pomyślał i sięgnął po krótki zakrzywiony miecz. Biały pająk sycząc i mlaszcząc opuścił się zwinnie na kamienna posadzkę i zaczał powoli zbliżać się do przerażonego goblina.

Pajęczyca była już blisko. Orthug ścisnął kurczowo w ręku miecz. Był gotowy do zadania pchnięcia. W momencie gdy biały pająk szykował się do ataku w tunelu po drugiej stronie coś w ciemnościach się poruszyło. Po chwili dźwięki zwolnionych cięciw rozniosły się po pieczarze. Strzały z wielka szybkością rozcinały powietrze. Pierwsza ugrzęzła w odwłoku pająka. Kolejne dwie również zdołały dopaść bestię. Pajęczyca przez chwilę była kompletnie zaskoczona. Gdy zdała sobie sprawę z nibezpieczeństwa zaczęła wspinać się na swoją pajęczynę i czmychnęła w ciemności. Zwiadowca dziękując mrocznemu Panu za łaskę skrył się w skalnej niszy i obserwował wejście do tunelu, z którego przed chwilą wyleciały strzały.

Do jaskini weszło trzech odzianych w szare płaszcze krasnoludów. Wszystcy w dłoniach trzymali topory.
Krasnolud z rudą brodą rozejrzał się po sali. Przeklęty pająk wlazł po sieci i ukrył się w swojej pajęczynie. Mam nadzieję, Targorze, że porządnie zraniła go twoja strzała i nie będzi nam wchodził w drogę - powiedział krasnolud o niebieskich sprytnych oczach. Trzeci z krasnoludów tylko się roześmiał. Był tu jeszcze goblin o ile wzrok mnie nie mylił - wysapał Targor. No cóż pewnie ten mały tchórz uciekł, gdy zraniliśmy pająka. Kto by pomyslał, że ocalimy skórę goblińskiej mendzie, ze śmiechem odparł czarnobrody, barczysty karsnolud. Zamknij się. Teraz musimy szybko przeszukać salę zanim ta gnida sprowadzi nam na głowy posiłki. Masz rację Targorze, działajmy - odparł Rudobrody wojownik z niebieskimi oczyma. Cała trójka szybko zaczęła rozcinać pajęczyny i dokładnie przeszukiwać zakmarki sali.

W momencie gdy goblin wytężał umysł i zastanawiał się co robić z sufitu opuściła się cichaczem pajęczyca. Bezszelestnie poruszała się po kamiennej posadzce. Zdołała zajść od tyłu rudobrodego krasnoluda, który rozgrzebywał szczątki spoczywające na ziemi. Szybkim ruchem wbiła mu w plecy pełne jadu żądło.

Pokurcz ostatkiem sił zdołał krzyknąć po czym padł na ziemię jak długi. Pozostałych dwóch krasnoludów popędziło by zmierzyć się z rannym pajęczakiem. Kilka razy zdołali dosięgnąć toporem pajęczycę. Czarna krew sączyła się obficie na kamienną posadzkę. Pająk atakował z wściekłością, ale słabł z minuty na minutę. Ostatkiem sił pajęczyca wykonała rozpaczliwy atak, którym zdołała zadać śmiertelny cios jeszcze jednemu z krasnoludzkich wojowników. Ostatni żywy krasnolud zatopił topór w miękkim podbrzuszu bestii. Pajęczyca padła całym ciężarem na podłogę i zwinęła pod siebie odnóża. Krasnolud popatrzył jej w oczy i zaczął brać przymiarkę na zadanie śmiertelnego ciosu. Targor chciał zatopić we łbie bestii ostrze swego topora. Pająk wydał z siebie szept wypowiedziany w czarnej mowie "Goblinie z rodu Durburza, pomóż a hojnie cię wynagrodzę".

Orthug nie zastanawiał się zbyt długo i chwycił w rękę zakrzywiony krótki miecz. Wyskoczył za kamieni i biegnąc szybko dopadł krasnoluda. Będąc dokładnie za plecami wojownika goblin wysokczył w powietrze by zadać cios. Zabójca wbił ostrze miecza w kark krasnoluda aż po samą rękojeść. Na twarzy Targora pojawił sie grymas zdziwnia. Ugodzony śmietelnie krasnolud chciał coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzył usta zaczał dławć się krwią. Minutę później spoczął bez ruchu przed leżącą na ziemi pajęczycą.

Pajęczyca powoli konała, krawiła obficie z ran i nie miała siły by się podnieść. Mlaszcząc szczękoczułkami ostatnim tchnieniem wypowiedziała do goblina słowa. " W moim gnieździe po lewej stronie znajduje się nisza. W niej znajdziesz swoją nagrodę zabójco krasnoluda. Dary powinny uradować twe serce". W tej samej chwili czerwone ślepia zgasły. Orthug bał sie strzaszliwie, wiedział, że pająki podobnie jak gobliny są złośliwe i nie wolno im ufać jednak ciekawość podkusiła go by sprawdzić o czym mówiła martwa pajęczyca.

Odnalazł gniazdo i wszedł ostrożnie do środka. Wnętrze pajęczego leża było wilgotne i lepkie. Ze wszystkich stron wisiały grube pajęczyny. Słodkawy odór rozkładu i śmierci był w leżu wszechobecny.
Powietrze było tak stęchłe, że goblin musiał zasłonić hustą twarz. Orthug maszerująć po gniezdzie potknął się o kilka czaszek, stopami zgruchotał niezliczone ilości spoczywających w pajęczynach kości, przegrzebywał, mieczykiem lewą stronę gniazda. Wreszcie odnalazł wbity w posadzkę oblepiony pajęczynami i brudem szeroki krasnoludzki miecz. Obok miecza stało pajęcze jajo. Gdy chwycił długimi palcami za rekojeść broni, skorupa jaja zadrżała. Goblin przestraszył sie z lekka. Obserwował jak z jaja wykluwa się mały biały pająk. Pajęczak raz po raz uderzał gwałtownie odnużami w ochronną powłokę jaja. Zaczął mozolnie wypełzać na zewnątrz, gdy tylko wybił odpowiednio szeroki otwór. Orthak nazwał swego pająka Zjawą....                                         



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz