Zachód słońca zbliżał się nieubłaganie a Garth Steve Osoborne dopijał drugą butelkę ulubionej whiskey. Pomimo wypicia sporej ilości alkoholu dziarsko trzymał się w siodle. Podążał od późnego popołudnia śladem jednego z rangerów. Miał nadzieję, że stróż prawa doprowadzi go do ukochanej Beth i wtedy wpakuje porywaczom po kuli w łeb. Tak naprawdę Garth nie sądził, że dziewczyna żyje, ale kasa na posiadówki w barze prawie się skończyła. Oddanie szeryfowi głowy "Wściekłego Wilka" i kilku innych bandytów to mógł być całkiem niezły zarobek. Słońce wreszcie zaszło. Rewolwerowiec wytarł chustką spocone czoło. Jechał lekko podpity, ale leżący na ziemi martwy koń nie uszedł jego uwadze. Koń za życia najwyraźniej należał do rangera, kilka metrów dalej zauważył cztery na wpół pożarte trupy bandytów. Co jest k#$%? Kojoty? Garth zadał sobie pytanie, otwierając kolejną butelkę whiskey. Za skalnym występem coś zaczynało się dziać. Padły strzały, po chwili jakieś stworzenie zaczęło dziwnie piszczeć. Potem padły kolejne wystrzały. Rewolwerowiec rozpoznał sztucer, sześcistrzałowca i jakiś mały, damski pistolecik. Garth uświadomił sobie, ze jego Beth mogła jednak przeżyć. Osoborne przyspieszył rumaka by jak najszybciej dostać się w rejon wymiany ognia. Gdy tylko pojawił się w miejscu strzelaniny, która zaczęła się solidnie rozkręcać natychmiast wytrzeźwiał i uwierzył, że piekło naprawdę istnieje...
To nie były kojoty!...
OdpowiedzUsuńSuper klimat, bardzo mi się podobają razem i osobno!!
Słuszna uwaga Watsonie :) Dzięki Michał.
UsuńŚwietnie wyszła Ci ta praca. Przypomniałeś mi o Rolandzie z Mrocznej Wieży. Niebawem ekranizacja a w roli gł. Viggo Mortensen.
OdpowiedzUsuńDzięki Sławek :) Ten film chętnie zobaczę. Oglądałem dawno temu western "Appaloosa" z Edem Harrisem i Viggo Mortensenem i bardzo mi się podobał.
Usuń