Ormeck Amratull siedział wygodnie w kabinie lecącego z ogromną prędkością kosmicznego promu. Miał przeczucie, że jest blisko celu podróży. W oddali pojawiła się planeta, na której skupił uwagę swego jedynego sprawnego oka. Planeta była ogromna, otaczały ją cztery gigantyczne pierścienie zbudowane z asteroid. Ormeck był pewien, że wreszcie dotarł do miejsca, w którym wypełni się jego przeznaczenie. Tak, to był właśnie mityczny Taurus. Dowódca wahadłowca nakazał załodze oraz pasażerom przygotować się do wejścia w atmosferę planety. Kapłan uśmiechnął się. Słowo Wielkiego Morlocka potwierdziły się. Mistrz miał rację. Prastara przepowiednia spełni się. Jego pan znów pod swym sztandarem zbierze legiony wiernych by uderzyć na plugawe robactwo zamieszkujące Federację. Setki lat krycia się w odległych podsystemach planetarnych przed flotą Federacji wreszcie dobiegnie końca. Wieczną wojnę, zniszczenie, krew i mord. Ten okres swego życia Ormeck zapamiętał bardzo dobrze. A w szczególności walki o system Ariadny. Tam podczas szaleńczego szturmu na bunkry Federacji utracił prawe oko. Jak wczoraj pamiętał również zaciętą obronę legionistów na ponurym, skutym lodem księżycu Untul w systemie Unicorna. Właśnie tam podczas walki wręcz wojownik Federacji odrąbał mu lewą rękę energetycznym mieczem. Tyle złych wspomnień, tyle poświeceń, tyle bólu, jeszcze więcej łez i wreszcie odkupienie. Dzięki niezachwianej wierze w dzieło mistrza miliony legionistów nadal zaciekle broniły skrawków dawnego imperium Morlocka, który w ich mniemaniu był jedynym prawdziwym bogiem i władcą galaktyki. A teraz właśnie on Ormeck Amratull miał dostąpić zaszczytu przebudzenia mistrza. Z satysfakcją zacisnął mocno na stalowej obręczy fotela mechaniczną dłoń i wtedy stało się to czego nikt nie przewidział. Gdy wahadłowiec mknął beztrosko nad powierzchnią niezamieszkałej, nieprzyjaznej planety nagle włączyła się sygnalizacja alarmowa. Niepodziewanie z ogromną prędkością w kierunku promu zbliżały się pociski rakietowe o nieznanej sygnaturze. Pierwszy uderzył w lewą burtę statku. Wstrząs rzucił kapłana na podłogę. W tym momencie Ormeck utracił przytomność. Na szczęście dla kapłana i załogi pole siłowe wytrzymało eksplozję. Kolejne trzy rakiety również dosięgnęły celu. W rezultacie wybuchów wahadłowiec został uszkodzony i zboczył z wytyczonego kursu. Dowódca statku podjął decyzję o awaryjnym lądowaniu na piaszczystej, spalonej słońcem powierzchni planety...
Po konwersji ręki byłby z niego idealny czarodziej do Frostgrave'a :D Skąd Ty bierzesz takie ludki? >:D
OdpowiedzUsuńRzeczywiście do Frostgrave mógłby pasować :) Zwykle szukam i szukam ciekawych figurek, które pasują do moich miniaturowych projektów ;)
UsuńHe looks amazing...and a litlle bit scary! Great colors.
OdpowiedzUsuńThanks friend :)
Usuń