Rose to dzielna bohaterka i jednocześnie kapitan straży miejskiej w "Horn Peak". Nad Rogatym wzgórzem właśnie wzeszło słońce. Lato kończyło się powoli i nieuchronnie nadciągała jesień. Rose otworzyła okno by wpuścić do swego pokoju nieco rześkiego porannego powietrza. Przez otwarte okiennice obserwowała majestatyczne, stare drzewa rosnące w centralnym punkcie obszernego dziedzica. Liście powoli, ale za to systematycznie odpadały z koron drzew, by skończyć swój żywot na brudnych, szarych kamieniach dziedzińca. Tego ranka Rose czuła przygnębienie. Od tygodnia absolutnie nic się nie wydarzyło, a życie płynęło tego lata nad wyraz leniwie. Oczywiście dziewczynie taki stan rzeczy absolutnie nie przeszkadzał. Przez ostatni miesiąc ciężko ćwiczyła fechtunek, a po treningu odpoczywała w kantynie w towarzystwie przyjaciół. Rose szybko przeleciała wzrokiem stanowiska swoich ludzi. Niektórzy strażnicy patrolowali mury, inni ziewali stojąc na swoich stanowiskach, jeszcze inni dłubali w nosie. Standard. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Poranek taki sam jak wszystkie poprzednie. Rose przeciągnęła się. Długa koszula nocna przyległa ściśle do jej ciała. Taki widok na pewno ożywiłby niejednego znudzonego służbą wartownika. Rose odgarnęła długi pukiel blond włosów, który złośliwie opadł na jej oczy. Nadszedł czas na poranną toaletę. Dziewczyna zdołała przejść parę kroków w stronę miedzianej balii, gdy nagle usłyszała walenie do drzwi i gardłowy głos porucznika Andrzeja. Rose zarzuciła na siebie długi płaszcz i z lekką irytacją otworzyła masywne dębowe drzwi, za którymi ukazała się wielka, zwalista postać. Pani kapitan uprzejmie przepraszam, że niepokoję, ale szeryf chce natychmiast się z Panią zobaczyć. Wiesz o co chodzi? Syknęła. Nie bardzo. Szeryf czeka na Panią w gabinecie dowódcy. Przekaż, że niedługo się pojawię. Rose pożegnała kompana i w przyspieszonym tempie miała zamiar rozpocząć poranną toaletę. No do licha. Jestem ciekawa co sprowadza do mnie Tytusa. Sprawa musi być poważna. Zwykle szeryf posyła do fortu swego zastępcę Ivana Leftego. No cóż. W każdym razie za chwilę dowiem po co przyjechał. Wyszeptała do siebie pod nosem po czym zrzuciła na ziemię długi lekko znoszony płaszcz, zgrabnie zdjęła koszulę nocną i naga wskoczyła do balii wypełnionej chłodną źródlaną wodą....
New adventures are coming! She looks beautiful...
OdpowiedzUsuńThanks Phil. I will send her to a deadly mission into a underground sewer system.
UsuńFajnie, że mając takie tempo malujesz figurki na taki poziom, naprawdę mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki kolego :)
UsuńNie dość, że ciekawa historia i to malowanie przednie :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) W końcu muszę stworzyć postacie i przetestować system kanałów.
UsuńBardzo ładnie pomalowana Pani panie kolego!
OdpowiedzUsuńDziękuje Panie Michale. Mam nadzieję, za zawalczy tak ładnie jak wygląda.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzięki. Płaszczyk się skurczył, bo nasza bohaterka pierze go w proszku Perła rozpuszczonej w chłodnej źródlanej wodzie. A napierśnik to już bardziej osobista historia :)
UsuńŁo matko, posłałem posta z bykiem zanim pomyślałem: skurczył oczywiście :)
OdpowiedzUsuńAleż ma ...napierśnik :) Płaszczyk się tej uroczej Pani nieco skurczył. Bardzo ładne malowanie
OdpowiedzUsuń;)
UsuńNawet nie wiem czy Twoje opowiadania czerpią z jakiegoś fluffu bo takie dobre są:-) ładnie pomalowany model i podstawka rzuca się w oczy.
OdpowiedzUsuńOpowiadania wymyślam samodzielnie. Powoli i mozolnie, w bardzo kaleki sposób próbuję stworzyć własny światek.
UsuńBardzo mi się podoba, a co do Twoich opowiadań to mam nadzieję, że kiedyś stworzysz jakąś pełną i bardzo ciekawą opowieść =)
OdpowiedzUsuń